Skip to main content

Interwencje

Zagłodzone psy

Telefon interwencyjny działa prawie całymi dniami, również przed Świętami Bożego Narodzenia nie brakowało telefonów - zadzwonił do nas policjant, aby sprawdziś posesję na gdańskim Suchaninie. Inspektorzy nie wierzyli własnym oczom - właścicielka psów wpuściła nas na teren posesji bez problemów, a tam oczon naszym ukazał się widok straszny - jeden piesek kilka dni temu zdechł i leżał przy budach, a drugi ledwo trzymał się na łapach - wychudzony nie miał siły nawet szczekać. Właścicielka twierdziła, że psy były odpowiednio karmione i ona nie wie dlaczego w ogóle sie tym interesujemy. Prawda jednak okazała się taka, że psy dokarmiały dzieci - dwie dziewczynki Dominika i Wiktoria od roku przychodziły i karmiły pieski za co serdecznie im dziękujemy oraz ich rodzicom - niestety tego jednego im nie udało się uratować i zdechł - dzieciom było przykro. 

Psa zabrało - przy asyście Policji i naszych inspektorów - schronisko. 

Bezmyślność ludzi

Nie rozumiem dlaczego tak sie dzieje, że ludzie najpierw biorą psy do siebie, a potem kompletnie się nimi nie zajmują. Tak było również na gdańskiej Olszynce kiedy trzeba było odebrać trzy pieski z jednej posesji. Dlaczego kupują psa rasy Husky, a potem uwiązuja go do drzewa - przecież Husky nie jest psem stróżującym. Nie byłoby lepiej aby zanim kupimy pieska lub go weźmiemy do domu - przeczytajmy o rasie, o tym czym się charakteryzuje,  o tym jakie warunki powinno sie spełnić aby piesek był szczęśliwy i aby był naszym przyjacielem, a przede wszystkim dbajmy o jego zdrowie i karmmy go odpowiednio, aby nie było tak jak na Olszynce gdzie dwa Husky stały przywiązane do drzewa, wychudzone i po kostki w odchodach własnych, no i bez odpowiednich bud - chroniących przed deszczem, mrozem i upałem.

Inspektorzy TPOPZ wraz z policją i schroniskiem odebrali psy właścicielowi, który twierdził, że karmił je codzennie wiadrem karmy i dbał o nie 

Szczęście w nieszczęściu

Nie wiemy, dlaczego matka przyprowadziła je pod bramę stoczni. Musiały przejść długą drogę, z czego spory odcinek po asfalcie wśród jeżdżących samochodów. Matka młodych prawdopodobnie zginęła. Osoba, która zgłosiła nam sprawę widziała, jak dorosłego łabędzia goniły psy. Pięć puchatych sierotek zostało pod budynkiem portierni. Na szczęście dobry człowiek przeniósł je w bezpieczne miejsce i zadzwonił do nas. Pisklęta przez dobę mieszkały w siedzibie TPOPZ, gdzie zbudowaliśmy dla nich prowizoryczne gniazdo. Bardzo polubiły sałatę, która stanowiła podstawę ich menu. Udało się nam znaleźć dla młodych rodzinę zastępczą, która przyjęła je jak własne dzieci. Istniało ryzyko odrzucenia młodych przez matkę, ale na szczęście okazało się, że pokochała je od pierwszego wejrzenia. Młode zamieszkały na terenie Stoczni Remontowej w Gdańsku. Korzystając z okazji chcielibyśmy serdecznie podziękować pracownikom GSR W11: Tolkowi, Jarkowi, Pawłowi i Wojtkowi za zaangażowanie i pomoc - v-ce prezes TPOPZ Jakub Wiącek.

Zagubione Postułki

Telefon interwencyjny pęka w szwach od zgłoszeń na temat znalezionych piskląt.
Jedna z naszych ostatnich interwencji dotyczyla maluchów Postułki, pięknego ptaka łownego który gniazdo załozył na szczycie wieży kościoła Mariackiego.
Dwa maluchy wypadły z gniazda o czym zaalarmowal nam to jeden z przechdoniów. Niemożliwym byłoby wsadzenie ich z powrotem do gniazda które znajdowało się kilkadziesiąt metrów  nad ziemią.
Na ich szczęście znajomy sokolnik wziął pod opiekie ptaki, które same na pewno by nie przeżyły na ulicy.
Teraz możemy tylko obserwować jak postułki rosną i w odpowiednim momencie zostaną zwrócone do swojego naturalnego środowiska.

Dżeki z giełdy

Jedno z otrzymanych przez nas zgłoszeń dotyczyło psa przebywającego na terenie giełdy.
Przyniósł go tam kilkanaście lat temu człowiek,który handlował na terenie. Początkowo pies dostał kojec i budę.
Z biegiem lat jednak właściciel przestał przyjeżdżać na giełdę, a pies został sam. Zestarzał się, stracił wzrok i słuch, buda niemal się zawaliła. Całymi dniami leżał na betonie dokarmiany przez dobrych ludzi. Nasze pierwsze wrażenie po przybyciu na miejsce było przytłaczające. Stary pies bał się dotyku, uciekał przed zbliżającymi się do niego cieniami. Nocami wpadał ponoć pod koła samochodów dostawczych. Decyzja była jednogłośna: zabieramy zwierzę.
Psa przewieziono do domu tymczasowego, gdzie otrzymał odpowiednią opiekę. Przygotowywany był do adopcji, trudnej ze względu na wiek i stan psa. Miał jednak wiele szczęścia. Dom tymczasowy zdecydował się przyjąć go do siebie na zawsze, tak długo aż pies będzie jeszcze żył. Dzisiaj Dżeki śpi na poduszkach, a nie na betonie, dostaje kurczaka z ryżem, a nie resztki obiadów. Uwielbia głaskanie, świetnie porusza się po znanym mu już terenie.

Szczeniaki ze studzienki

Podczas przeprowadzania interwencji na terenie Giełdy Towarowej w Gdańsku zauważyliśmy, że po terenie biega wilkowata, młoda suczka. Był bardzo nieufna, zdenerwowana, nie pozawalała do siebie podejść.
Niebawem nasi informatorzy przekazali wiadomość, że suczka urodziła szczeniaki w studzience z rurami ciepłowniczymi. Zbliżały się chłody, psiaki rosły. Postanowiliśmy za wszelką cenę je wyciągnąć. Istniała obawa, że matka będzie broniła swojego potomstwa, stąd jeden z Inspektorów najpierw zajął się odgrodzeniem suczki. Następnie podniesiono właz studzienki. Na linie w dół zjechał potężny reflektor. Zaczęła się najtrudniejsza część operacji. Niesprzyjające warunki atmosferyczne, głębokość studni, jak i również ruchliwość szczeniaków utrudniały akcję. Po kilku godzinach zmagań światło dzienne ujrzały trzy małe psiaki. Zabrane zostały do domów tymczasowych, gdzie poznawały zupełnie nowy świat. Zdrowe, wesołe i odważne - aż ciężko uwierzyć, że do tej pory żyły pod ziemią.